Zaznacz stronę

Piotr Kochański dla Warsaw Business Journal

Mecenas Piotr Kochański, Partner Zarządzający w Kochański i Partnerzy w obszernym wywiadzie dla Warsaw Business Journal, którego treść została opublikowana w wydaniu wrześniowym magazynu jako główny temat numeru.

WBJ 40 Piotr Kochański September 20171 WBJ 40 Piotr Kochański September 20172 WBJ 40 Piotr Kochański September 20173 WBJ 40 Piotr Kochański September 20174

Piotr Kochański, założyciel jednej z największych w Polsce firm prawniczych – Kochański & Partners, mówi o wpływie najnowszych przepisów dotyczących przechowywania danych na przedsiębiorstwa oraz osoby fizyczne, opowiada o zmianach na rynku pracy, a także ujawnia klucz do sukcesu.

 W rozmowie z Beatą Sochą, Warsaw Business Journal

 WBJ: Jednym z sektorów, w których specjalizuje się Pańska firma prawnicza, są nowe technologie, w tym szeroko rozumiane technologie informatyczne oraz w szczególności rozwiązania w zakresie  tzw. big data. Gdziekolwiek idziemy, cokolwiek robimy, zostawiamy po sobie mnóstwo danych – choćby wówczas, gdy płacimy kartą kredytową, wchodzimy do centrum handlowego, korzystamy z nawigacji lub odwiedzamy witrynę internetową. Niektórzy twierdzą, że żyjemy w okresie przemian, w którym dane są pozyskiwane z wielu źródeł, ale nie jesteśmy do końca pewni, do kogo te dane należą. Jakie zmiany dla „przeciętnego Kowalskiego” i dla przedsiębiorców zbierających dane pociągnie za sobą stosowanie nowego Rozporządzenia o ochronie danych (RODO)?

Piotr Kochański: Nowe rozporządzenie będzie miało wpływ głównie na przedsiębiorców przetwarzających znaczne ilości danych osobowych na szczeblu regionalnym, krajowym lub międzynarodowym, tj. instytucje finansowe, banki, dostawców usług internetowych, przedsiębiorców  telekomunikacyjnych, ubezpieczeniowych  itd. itp. Podmioty te będą zobowiązane  wdrożyć całkowicie nowy system zapewniający zgodność z zasadami ochrony danych, obejmujący zarówno kwestie techniczne, organizacyjne, jak i prawne. Wymagane  będzie  stosowanie m.in. zasady ochrony prywatności już na samym początku fazy projektowania określonych rozwiązań technologicznych oraz wzięcie pod uwagę tego, jak przetwarzanie danych może wpływać na prywatność klienta, szczególnie w przypadkach obejmujących profilowanie klientów lub monitorowanie danych geolokalizacyjnych zbieranych w miejscach publicznych. Ponadto przedsiębiorcy, którzy w sposób regularny i na dużą skalę monitorują osoby, których dane dotyczą, będą zobowiązani wyznaczyć osobę sprawującą nadzór nad ochroną danych, która będzie między innymi informowała je o ciążących na nich obowiązkach oraz monitorowała zgodność z RODO. RODO bowiem ma na celu przywrócenie klientom kontroli nad ich danymi osobowymi, co oznacza, że ​​klient będzie miał prawo otrzymywać swoje dane osobowe w powszechnie używanym formacie, oraz będzie mógł swobodnie przekazać je innemu administratorowi. Podsumowując: to nowe rozporządzenie – ukierunkowane na klienta, a jednocześnie pociągające za sobą wiele wyzwań – ujednolica prawo ochrony danych osobowych w całej Unii Europejskiej i jest postrzegane raczej jako  zmiana na lepsze. Dwie branże, które dysponują największą ilością danych osobowych, to prawdopodobnie przedsiębiorcy  telekomunikacyjni i banki.

Już teraz obserwujemy, że banki współpracują z ubezpieczycielami, zaś firmy ubezpieczeniowe wkraczają do świata finansów. Czy nowe rozporządzenie wpłynie na ich działalność oraz ich klientów?Celem RODO jest ochrona klientów przed wykorzystywaniem ich danych osobowych przeciwko nim samym. Dotyczy to m.in. danych zaklasyfikowanych jako „wrażliwe”, jak dane dotyczące stanu zdrowia. Nie będzie możliwe na przykład dokonanie oceny zdolności kredytowej klienta za pomocą zautomatyzowanego algorytmu bez jego wyraźnej zgody. Dodatkowo, podmioty takie jak przedsiębiorcy  telekomunikacyjni, banki czy ubezpieczyciele będą zobowiązane regularnie i stale przeprowadzać ocenę skutków przetwarzania danych osobowych , obejmującą ocenę zagrożeń dla praw klientów. Zgodnie  ze stanowiskiem Grupy Roboczej Art. 29 („Grupa Robocza ds. Ochrony Danych”), czynności te należy rozpocząć na jak najwcześniejszym etapie projektowania operacji przetwarzania danych, nawet jeśli niektóre z tych operacji nie są jeszcze do końca zdefiniowane. W praktyce oznacza to, że ochrona danych osobowych stanie się istotną częścią podstawowych standardów działania wszystkich podmiotów.

Wiele się słyszy o kradzieżach danych wrażliwych przez hakerów lub blokowaniu firmom dostępu do ich zasobów w celu uzyskania okupu. Czy nowe rozporządzenie zmienia sposób postępowania w przypadku naruszeń bezpieczeństwa?Zgodnie z nowym rozporządzeniem, w przypadku cyberprzestępstwa lub innego naruszenia ochrony danych osobowych przedsiębiorcy  będą zobowiązani  tak szybko jak to możliwe, ale nie później niż w ciągu 72 godzin od powzięcia wiadomości o naruszeniu bezpieczeństwa, poinformować o tym odpowiedni organ ochrony danych. Ponadto, w niektórych sytuacjach, będzie należało poinformować o takim naruszeniu danych osobowych także swoich klientów. Co za tym idzie, przedsiębiorstwa nie będą już mogły zatajać tego rodzaju zdarzeń. W konsekwencji będą mniej skłonne np. płacić okup cyberprzestępcom, aby uniknąć ujawnienia informacji o atakach, co z kolei – jak można mieć nadzieję – w pewnym stopniu zniechęci cyberprzestępców do ich dokonywania.

Czy rozporządzenie zmieni również tak zwane „prawo do bycia zapomnianym”? Tak, a w istocie je wzmocni. Wraz z wejściem w życie rozporządzenia – w przypadku, gdy dana osoba zażąda usunięcia dotyczących jej danych (oczywiście z uzasadnionych przyczyn), administrator danych nie tylko będzie musiał spełnić to życzenie, ale także poinformować o nim wszystkich pozostałych administratorów posiadających dostęp do danych tej osoby.

Wygląda na to, że rozporządzenie będzie miało wpływ na naprawdę wiele przedsiębiorstw. Czy uważa Pan, że polskie firmy są przygotowane na wejście w życie RODO? Nastąpi to za niespełna rok. RODO jest doskonałym przykładem rozporządzenia horyzontalnego, które ma zastosowanie do wszystkich europejskich przedsiębiorców niezależnie od ich miejsca w hierarchii wielkości lub wysokości osiąganych przychodów. Według badań przeprowadzonych przed lipcem bieżącego roku (przez magazyn IT WIZ) 26,5 procent polskich przedsiębiorców planuje rozpocząć przygotowania w drugiej połowie 2017 r., 25,3 procent czeka na wydanie krajowych przepisów branżowych, zaś 41,3 procent odpowiednie przygotowania już rozpoczęło. Sytuacja zmienia się więc w szybkim tempie i myślę, że jesteśmy w samym środku procesu transformacji.

Pracodawcy w Polsce coraz częściej borykają się z problemem braku odpowiednich kandydatów do pracy, czemu towarzyszy rekordowo niskie bezrobocie i rosnąca rotacja kadr (według ostatnich badań młodzi absolwenci zmieniają pracę dwa razy częściej niż ich zaledwie o 10 lat starsi koledzy). Czy Pan kiedykolwiek spotkał się z problemem dużej rotacji pracowników? Nie, nie doświadczyłem tego w żadnej z moich firm. Istotnie, najmłodsze pokolenie pracowników wyraźnie różni się od swoich poprzedników. Są to ludzie, którzy dużo podróżowali, częściej niż starsi mieszkali lub pracowali za granicą, stąd ich oczekiwania są odpowiednio wyższe, co nie znaczy, że nieuzasadnione. Na przykład dzięki wyraźnie lepszemu obeznaniu z nowoczesną technologią tacy pracownicy stanowią dla wielu przedsiębiorstw, w tym firm prawniczych, znacznie większą wartość. Warto wsłuchiwać się w ich potrzeby i na nie odpowiadać. Uważam, że to zjawisko jest dla naszego kraju pozytywne, gdyż zmusza pracodawców do reakcji i poprawy warunków pracy. Nasza firma wyszukuje najlepszych młodych prawników i zapewnia im możliwości, jakie zaoferować może niewiele innych kancelarii. Ogromnie zależy nam na tym, by zatrudnieni u nas młodzi prawnicy i pracownicy administracyjni mogli się rozwijać. Zapewniamy im to usuwając tak często spotykany w innych kancelariach ‘szklany sufit’, oferując szkolenia i inne możliwości rozwoju oraz – co najistotniejsze – obdarzając ich zaufaniem i lojalnością. A to z kolei owocuje zaufaniem i lojalnością z ich strony.

Pan także, jako młody adwokat, miał możliwość zdobycia doświadczenia za granicą. Studiował Pan w Krakowie, wyjechał na staż do Francji, a zaraz potem otrzymał ofertę pracy w prestiżowej kancelarii prawnej w Stanach Zjednoczonych. Jaki wpływ miało na Pana całe to doświadczenie w późniejszym okresie, gdy zakładał Pan własną firmę? Kiedy w 1988 roku wyjechałem na staż do Francji, byłem zachwycony tym, jak działały tamtejsze kancelarie prawne. Zawód prawnika cieszył się niezwykłym prestiżem i szacunkiem. To właśnie w tym czasie zaczęły we Francji powstawać pierwsze nowoczesne kancelarie prawne – zamiast prowadzenia praktyki indywidualnej, prawnicy zaczęli łączyć siły i tworzyć spółki osobowe, co ostatecznie doprowadziło do powstania firm prawniczych w formie, jaką znamy obecnie. I to jest właśnie to, co robię teraz w Polsce. Ogromnie lubię, gdy ludzie sobie ufają i cenią się nawzajem, łącząc swoją wiedzę i zdolności, by zapewnić klientom bardziej wszechstronną i lepszą obsługę. Ja nie chcę prowadzić kancelarii prawnej. Chcę stworzyć przedsiębiorstwo integrujące, które stawia na ludzi, oferuje im możliwości rozwoju i jest oparte na wspólnych interesach biznesowych oraz zaufaniu.

Sparzył się Pan kiedyś na tym zaufaniu? Nie raz. Ale nie zmieniło to mojego podejścia do biznesu. Trzeba przewidywać ryzyka i przyjąć, że porażka jest czasem nieunikniona. Sam stałem się kiedyś celem poważnej próby wrogiego przejęcia wewnątrz mojej własnej firmy. Sytuacja była wyjątkowo nieprzyjemna – gdy pewnego dnia przyszedłem do pracy, nie zostałem wpuszczony do biura. Stałem z komputerem na ulicy, nie mając dostępu do firmowej sieci. Nie mogłem nawet wejść do własnego budynku. Momentami myślałem, że już po mnie. Byłem na krawędzi załamania. Ale w pamięci miałem słowa Boba Glena Odle’a, mojego mentora z czasów pracy w Hogan & Hartson: „Nie pozwól im zabrać tego, co Twoje”. By odzyskać firmę, musiałem sięgnąć po absolutnie wszystkie dostępne środki prawne. Ostatecznie nie tylko mi się to udało, ale firma wyszła z tej sytuacji wręcz silniejsza. Szczęściem w nieszczęściu było, że zdarzyło się to w czasie kryzysu w roku 2008. W roku 2009 duże przedsiębiorstwa przeprowadzały reorganizacje i zwalniały pracowników. Po nieudanej próbie przejęcia  z mojego pierwotnego zespołu zostało około 70 procent ludzi. Nie musiałem przeprowadzać redukcji, przeciwnie – zatrzymałem wszystkich tych, którzy zostali przy mnie w czasie zawieruchy.

Nadal ufa Pan ludziom tak jak kiedyś? Tak. Może nazwać mnie Pani niepoprawnym optymistą, ale od tego czasu nauczyłem się kilku rzeczy. Napisałem regulamin mojej firmy w taki sposób, aby zapobiec podobnym próbom przejęcia w przyszłości. Nauczyłem się także w większej mierze polegać na mojej intuicji przy wyborze współpracowników. Przy podejmowaniu decyzji i poznawaniu ludzi intuicja ma ogromne znaczenie. Zaufanie nie może być ślepe – musi opierać się na solidnych podstawach.

Pracował Pan w dwóch dużych kancelariach prawnych w Stanach Zjednoczonych. Czy Pana zdaniem polskie firmy prawnicze pójdą w ich ślady, tzn. będą starały się objąć swoim zasięgiem cały region i utworzyć biuro w każdym z ważniejszych miast, a ponadto oferować kompleksowe usługi dla wszystkich sektorów gospodarki? Obecnie każde miasto w Polsce ma swoje własne renomowane kancelarie, z których większość specjalizuje się w kilku dziedzinach. To nie jest tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. I to nie tylko w Polsce. Owszem, nastąpi okres wzrostu, konsolidacji i połączeń. Już teraz widać tego oznaki. Z firm działających obecnie na rynku pozostanie około 10% –  te o najlepszej organizacji, obsługujące każdy aspekt prowadzenia działalności gospodarczej, posiadające najlepsze wsparcie techniczne i najwybitniejszych ekspertów w każdej dziedzinie. Klienci zaczynają grupować kancelarie w tzw. panele obejmujące firmy prawnicze, którym ufają. Kancelarie w Polsce, podobnie jak w pozostałych krajach świata, będą musiały stawić czoła globalnej konkurencji. W pewnym stopniu spolaryzuje to rynek. Wielkie przedsiębiorstwa powierzą swoje sprawy o wartości wielu milionów dolarów tylko najlepszym firmom prawniczym. Rzecz jasna, na rynku zawsze będzie miejsce także dla małych kancelarii prowadzących mniejsze sprawy, reprezentujących osoby indywidualne. Swoją niszę znajdą też firmy wysoko wyspecjalizowane. Z najostrzejszą konkurencją zmierzą się natomiast firmy średniej wielkości. Będą musiały się rozwinąć albo połączyć z innymi, w przeciwnym przypadku prawdopodobnie nie przetrwają.

Czy planuje Pan stworzyć oddziały swojej firmy w innych większych miastach w Polsce? Stawiamy sobie za cel bycie firmą prawniczą pierwszego wyboru zarówno dla polskich, jak i międzynarodowych klientów prowadzących działalność lub inwestycje w Polsce. Obecnie koncentrujemy się na dalszym rozwoju naszych biur w Krakowie i Warszawie. Jednakże, o ile w przeszłości czołowe polskie firmy, które powstały w innych dużych miastach, przenosiły swoje siedziby do Warszawy, to obecnie obserwujemy tendencję do pozostawania spółek w miastach macierzystych. Co więcej, firmy międzynarodowe coraz częściej decydują się na tworzenie biur w innych, dużych miastach. Chcemy być konkurencyjni, a lokalizacja kancelarii w pobliżu siedzib klientów ma olbrzymie znaczenie. Z tego względu kiedyś, zapewne, pomyślimy o innych miastach, choć sądzę, że wówczas zamiast tworzyć zupełnie nowe biura, połączymy się z firmami z danego regionu. Być może będziemy też szukać partnerów biznesowych za granicą. Nasza firma jest już jedną z największych w kraju, a przy tym najszybciej ze wszystkich się rozwija. Chcielibyśmy utrzymać ten wzrost i nie dać się kupić międzynarodowej kancelarii, a przeciwnie – być podmiotem przejmującym.

Czy polskie firmy są w ogóle w stanie konkurować z międzynarodowymi gigantami? Oczywiście, że tak! W wielu przypadkach fakt bycia całkowicie polskim podmiotem jest zaletą. Proszę wyobrazić sobie realizowaną w Polsce transakcję pomiędzy międzynarodowymi korporacjami. Trzeba mieć pewność, że w danej sprawie nie będzie żadnego konfliktu interesów, tj. że kancelaria, która Panią reprezentuje, nie ma innych międzynarodowych klientów, których cele są sprzeczne z celami Pani przedsiębiorstwa.

Gdy pewnego razu konkurowaliśmy z innymi kancelariami o zlecenie reprezentowania w międzynarodowych negocjacjach dużego przedsiębiorstwa państwowego, zostaliśmy dokładnie prześwietleni w celu sprawdzenia, czy nie mamy jakichś klientów z Rosji. Gdyby tak było, nie pozwolono by nam reprezentować tej spółki. Należy pamiętać, że światowi giganci (głównie kancelarie ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii) swój sukces zawdzięczają podążaniu za klientami po całym świecie. Mamy tego świadomość i jesteśmy gotowi działać w ten sam sposób. Ponieważ polskie przedsiębiorstwa coraz częściej wchodzą na rynki światowe, towarzyszymy im w tym na każdym kroku.

W trakcie swojej kariery zawodowej z powodzeniem utworzył Pan nie jedną, lecz kilka firm prawniczych. Jaką strategią kieruje się Pan tworząc nowe przedsiębiorstwo? Naszą firmę prawniczą stworzyłem w styczniu 1999 roku. Nazwałem ją wówczas Kochański & Associates. Jej siedziba znajdowała się początkowo w Warszawie na Saskiej Kępie. Nazywaliśmy ją wtedy naszą własną „Doliną Krzemową”. Gospodarka rosła wówczas w szalonym tempie, firmy się rozwijały, a do Polski zjeżdżali inwestorzy. W naszej firmie również miał miejsce dynamiczny wzrost. W pierwszym roku działalności zajmowaliśmy jedno piętro, rok później już dwa, a niedługo potem zaczęło brakować dla nas powierzchni biurowej w budynku. Ale w 2001 roku przyszło załamanie wywołane tzw. bańką internetową. Nagle pojawiły się problemy z zapłatą należności od naszych klientów. Powiedziałem wówczas moim pracownikom, że będę im nadal płacił, nawet jeśli będę musiał robić to z własnej kieszeni, chociaż naturalnie musieliśmy na jakiś czas zacisnąć pasa. Przetrwaliśmy ten kryzys, a potem wszystkie zaległe płatności wobec moich pracowników spłaciłem co do grosza. Nie zwolniłem wtedy nikogo. Jeżeli jesteś najlepszy, klienci znajdą do ciebie drogę. Wraz z Rafałem Ziębą, drugim obok mnie Partnerem Zarządzającym,  a właściwie wraz ze wszystkimi Partnerami mamy misję, którą jest wyjście poza schemat oferowania po prostu usług doradztwa prawnego, bo to klienci mogą uzyskać wszędzie. Jesteśmy Biznesową Firmą Prawniczą, co oznacza, że dla naszych klientów pełnimy rolę swego rodzaju przewodników ułatwiających realizację ich zamierzeń gospodarczych. Przedsiębiorstwa oczekują, że na branży, w której prowadzą działalność, będziemy znać się tak samo dobrze, jak one. Nie mają czasu tłumaczyć nam zawiłości związanych z przedmiotem ich działalności, więc nasi prawnicy muszą od razu dysponować taką wiedzą. Dziedziny gospodarki, w których specjalizują się nasi Partnerzy, to m.in. przemysł obronny i lotniczy, rynek produktów szybkozbywalnych (FMCG), przemysł motoryzacyjny, energetyka i zasoby naturalne, branża nieruchomości oraz budowlana, finanse, media, nowe technologie oraz przemysł farmaceutyczny. Dla naszych klientów stanowi to znaczącą wartość dodaną. Posiadamy specjalistów w każdej z tych dziedzin. Są w Polsce kancelarie, których prawnicy zapewniają najwyższy poziom obsługi prawnej transakcji fuzji i przejęć. Brak im jednak, takiej jak nasza, orientacji na przykład w zagadnieniach dotyczących branży telekomunikacyjnej. Naszym wyróżnikiem na rynku jest między innymi to, że klientom planującym przejęcie spółki telekomunikacyjnej jesteśmy w stanie zaoferować nie tylko usługi prawników specjalizujących się w transakcjach fuzji i przejęć, ale także naszych specjalistów, którzy dysponują fachową wiedzą na temat tej branży oraz jej aspektów technicznych. Tylko w ten sposób można oferować wzorcowe usługi, jakich klient oczekuje i za które jest gotów zapłacić.

W moim przekonaniu sukces dowolnej spółki bierze się z jej umiejętności wsłuchiwania się w potrzeby rynku i klientów. Zarówno obecnie, jak i w niedalekiej przyszłości, w każdej branży będziemy mieć do czynienia ze zjawiskiem udoskonalania obsługi klienta przy jednoczesnym obniżaniu kosztów. Podobnie jak firmy z branży telefonicznej, internetowej i telewizyjnej poszerzyły swoją działalność o dostawę mediów, takich jak energia elektryczna i gaz, tak i my zdecydowaliśmy się na dalszy rozwój tworząc grupę spółek, które oferują usługi komplementarne w stosunku do naszej głównej działalności w branży prawniczej. Grupę Kochanski & Partners tworzą: spółka Kochański i Partnerzy Rachunkowość i Finanse, która świadczy usługi w dziedzinie księgowości, rachunkowości, podatków, płac i audytu oraz spółka REACH BFM (Restructure Effect Access Capital House Business Finance Management). Ta druga zajmuje się doradztwem finansowym, kojarzeniem partnerów handlowych, doradztwem w dziedzinie fuzji i przejęć oraz transakcjami w branży nieruchomości i restrukturyzacją. Doradza ponadto w sprawach dotyczących struktury kapitałowej oraz ogólnej strategii przedsiębiorstwa. Kolejnym bardzo interesującym przedsięwzięciem, w które się zaangażowaliśmy, jest utworzenie Inwestycyjnego Funduszu Zamkniętego w celu zwiększenia zysków kapitałowych naszej firmy oraz naszych Partnerów biznesowych. Posiadamy także firmę programistyczną, w ramach której tworzymy bardzo zaawansowane oprogramowania umożliwiające nam zwiększenie efektywności komunikacji z klientami. Za pośrednictwem spółek z Grupy Kochanski & Partners możemy zaoferować naszym klientom kompletny pakiet usług, co zapewnia im pełną, wygodną i kompleksową obsługę. Taka oferta z naszej strony spotyka się z entuzjastyczną reakcją klientów, którzy wielce cenią sobie fakt, że aby zaspokoić szereg swoich potrzeb, wystarczy, że udadzą się tylko w jedno miejsce i skontaktują tylko z jedną osobą, a to wszystko za cenę niższą, niż gdyby chcieli skorzystać z takich usług świadczonych przez odrębnych, niepowiązanych ze sobą usługodawców. Warunkiem prowadzenia takiej firmy jest obecność w niej najlepszych, światowej klasy Wspólników, Prawników i Menadżerów, a także odpowiednio wyszkolonego personelu administracyjnego. I my na szczęście ich mamy. Tylko dzięki nim i wspólnie z nimi byłem w stanie osiągnąć to, co osiągnąłem do tej pory. Tylko w taki sposób można oferować wzorcowe usługi, jakich klient oczekuje i za które z chęcią zapłaci. Mam wielkie szczęście, że na mojej drodze udało mi się spotkać tych wszystkich wspaniałych ludzi, którzy pracują obecnie w naszych firmach.

***

BIO BOX

Piotr Kochański, urodzony w 1961 roku, w 1985 roku ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W latach 1993-1995 był wykładowcą wizytującym (Visiting Scholar) na George Washington University w Waszyngtonie, D.C., gdzie prowadził wykłady na temat Transferu Technologii. Jest adwokatem, członkiem Izby Adwokackiej w Warszawie oraz The Washington DC Bar w Stanach Zjednoczonych.  Mecenas Kochański jest założycielem firmy prawniczej Kochański & Partners, utworzonej w styczniu 1999 r. Na początku swojej kariery sprowadził do Polski Hogan & Hartson, trzecią z kolei amerykańską kancelarię, która otworzyła swoje biuro w Polsce natychmiast po pierwszych wolnych wyborach i rozpoczęciu przemian ustrojowo-polityczno-gospodarczych w latach dziewięćdziesiątych. Następnie, w latach 1996 – 1999 był Partnerem w innej czołowej kancelarii amerykańskiej – White & Case. Piotr Kochański jest prawnikiem rekomendowanym przez Chambers Europe, Global Law Experts, Legal 500 EMEA oraz PLC Which Lawyer. Został także wyróżniony w rankingu Managing Intellectual Property jako „Patent and IP Star”, a ponadto trzykrotnie – w latach 2005, 2007 i 2008 – uzyskał tytuł Best Polish IP Lawyer, przyznany przez European Legal Experts. Obok licznych pasji, takich jak malarstwo, gra na perkusji oraz wyścigi samochodowe i motocyklowe, ulubionym zajęciem Piotra Kochańskiego jest spędzanie czasu z żoną Kamillą i ich dwoma synami
w prowadzonym wspólnie gospodarstwie, w którym hodują konie i bydło oraz prowadzą ekologiczną uprawę roślin.

Piotr Kochański jest nie tylko odnoszącym sukcesy prawnikiem i biznesmenem, ale także wielkim fanem samochodów i sportowych motocykli. Jego czteromiejscowy kabriolet Porsche 911 Turbo S przeszedł specjalny tuning, dzięki któremu pod maską drzemie teraz 630 koni mechanicznych dających przyspieszenie do 100 km/h w 2,9 sekundy. „System wspomagania startu tzw. launch control w tym samochodzie zapewnia unikalne doznania. Ma się prawie wrażenie, że samochód staje dęba i rusza na tylnym kole jak sportowy motocykl”, mówi Piotr Kochański. Wybrał właśnie ten model, bo dzięki czterem miejscom dla pasażerów – czego nie oferuje prawie żaden inny samochód sportowy o wysokich osiągach – może cieszyć się jazdą w towarzystwie swojej żony i dwóch synów – „nowego pokolenia fanów motoryzacji”.